Pięć minireaktorów odpowie na całe nasze zapotrzebowanie energetyczne i pozwoli mieć z głowy kwestię pozwoleń na emisję dwutlenku węgla - mówi Marcin Chludziński, prezes KGHM Polska Miedź.
Paliwa są bronią polityczną i Rosja umiejętnie tej broni używa. Miedź może być taką bronią?
To nie jest może jeszcze ten moment, kiedy można mówić o miedzi jako o broni politycznej. Ale taką sytuację już mamy w przypadku metali rzadkich, służących do produkcji półprzewodników i układów scalonych. Przez to w takich branżach jak IT i motoryzacja produkcja często nie może zostać uruchomiona, bo nie nadążają dostawy układów scalonych czy półprzewodników z powodu braku dostępu do tych metali. To jest coś, co się dzieje od pewnego czasu.
Z miedzią będzie podobnie?
Można tak założyć, choć miedź jest surowcem, którego jest znacznie więcej. Już widać, że w dłuższej perspektywie rozjeżdża się nam popyt z podażą. Miedź już obecnie jest jednym z najbardziej użytecznych metali, a jej nowe, perspektywiczne zastosowania spowodują zapewne wzrost zapotrzebowania. To kluczowy metal dla procesów dekarbonizacji, rozbudowy odnawialnych źródeł energii czy przekształcania infrastruktury energetycznej w kolejnych dekadach.
I wtedy będzie to broń polityczna?
Wtedy to będzie coś, co będzie decydowało, czy gospodarka produkuje, czy nie. Zwłaszcza w kontekście transformacji energetycznej miedź jest potrzebna w milionach ton. Nawet w dokumentach Unii Europejskiej mówi się, że transformacja energetyczna jest uzależniona od surowców. W związku z tym w czasie występowania trwałych deficytów wygra ten, kto będzie miał do nich dostęp.
Prezentując strategię KGHM, mówił pan o miedzi jako podstawie do zawierania sojuszy. Z kim by je pan zawierał i jakie by pan rozbijał?
To nie jest moja domena. Ja się zajmuję tym, żeby produkować miedź na jak największą skalę i myśleć o rozwoju firmy i o tym, żeby mogła produkować ją jak najefektywniej.
Czyli pan tę broń podsuwa rządowi?
Mówimy o perspektywie 5, 10, 15 lat, o pewnej diagnozie. Przecież lepiej mieć świadomość procesów niż być zaskoczonym.
Macie już jakieś szacunki, o ile może wzrosnąć zapotrzebowanie na miedź w związku z transformacją w Europie i na ile KGHM mógłby pokryć to zapotrzebowanie?
Prognozy produkcji miedzi górniczej na terenie Europy pokazują szczyt w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat i powolną tendencję spadkową w kolejnych latach. Rosnąca dynamika konsumpcji miedzi w Europie jest faktem i to się utrzyma. Złoża miedzi stają się coraz mniej dostępne w kontekście geologicznym i geopolitycznym, co wymusza import spoza Europy, a coraz trudniej jest lokować bezpiecznie nowe projekty wydobywcze. Od razu powiem, że jeśli chodzi o potrzeby europejskie, to KGHM prowadzący produkcję na kilku kontynentach, rozwijający złoża perspektywiczne w Polsce i intensyfikujący produkcję hutniczą zarówno ze wsadów własnych, jak i wspomnianych, coraz bardziej istotnych obcych, jest w stanie na nie odpowiedzieć.
Jakie mogą być ceny?
Spodziewam się raczej trwałego trendu utrzymania wysokiej ceny. Na to wskazuje m.in. przewidywana luka podażowa. W krajach takich jak Chiny producenci może mniej się przejmują tym, czym my się przejmujemy. Inwestujemy kilkaset milionów rocznie w działania prośrodowiskowe i proklimatyczne. Liczymy więc na to, że miedź produkowana zgodnie ze wszystkimi wymogami środowiskowymi będzie miała pewną premię w transformacji energetycznej, bo jednak jest to dość istotne.
Jak sobie tę premię wyobrażacie? Cła na chińską miedź?
Toczą się w tej sprawie dyskusje na forum UE. W grę wchodzi też graniczny podatek węglowy (CBAM). Jako producenci europejscy jesteśmy w gorszej pozycji. Dużo więcej inwestujemy w dostosowanie się do regulacji i norm środowiskowych, ale nie możemy sprzedać po wyższej cenie, bo o tym decyduje rynek. Jednak miedź służy przejściu Europy na zieloną energię. Warto do tego użyć zielonej miedzi.
Liczycie, że Europa jakąś premię zastosuje?
Obawiamy się o pewną spójność myślenia w Europie, ale jest dyskusja, jest zrozumienie. Zobaczymy, na czym stanie.
CBAM poprawiłby tę spójność?
W kontekście tego, co my robimy, jak najbardziej.
Ile KGHM chce zainwestować w atom, offshore wodór itd.?
Jesteśmy w stanie wyłożyć tyle, ile trzeba, by uzyskać pozytywny efekt ekonomiczny w kontekście płacenia przez następne 10 lat wysokich cen za energię elektryczną i pozwolenia na emisję CO2. Wygląda na to, że taką przewagę dają małe reaktory jądrowe, chociaż jest to jeszcze nieco mgliste, dlatego ta technologia musi być ostatecznie certyfikowana i wtedy będziemy mogli mówić o pieniądzach. Prawdopodobnie będzie to jednak bardziej efektywne niż zdanie się na drogą energię w najbliższym 10–15-leciu. Nasza energetyka nie odpowie tak szybko na te wyzwania, które są przed nami.
Nie liczycie na polską energetykę?
Liczymy się z realiami, czyli z tym, że transformacja energetyki zajmie lata. To nie jest coś, co odkryliśmy wczoraj. To się stanie raczej w perspektywie 20–25 lat, a nie pięciu lat. Musimy odpowiedzieć jak najszybciej.
Wierzycie w SMR, czyli mały atom?
Do mnie przemawia jedna, bardzo prosta rzecz. Przyglądamy się różnym reaktorom. Na świecie są trzy, cztery podmioty, które realnie je oferują. Jeśli widzę, że pięć minireaktorów odpowie na całe nasze zapotrzebowanie energetyczne i pozwoli mieć z głowy kwestię pozwoleń na emisję CO2, to dla mnie jest to wizja obrazowa i realna. Nie można mówić, że tego jeszcze nie ma. Te technologie w fazie testowej pracują, funkcjonują.
Jesteście gotowi być pierwszym na świecie biznesem, który zastosuje to komercyjnie?
Tak, o ile uprawdopodobnimy wykonalność i użyteczność tej technologii dla naszego biznesu.
Każdy chce szybko podpisać swoje porozumienie. Kiedy i z kim chcecie mieć swoje?
To nie jest kwestia pospiechu czy mody. To jest raczej kwestia tego, że wielu ludzi zrozumiało, iż jest to najbardziej realna i najszybsza odpowiedź na sytuację, w której jesteśmy, jeśli chodzi o zapotrzebowanie na energię w Polsce. Nawet proces budowy energetyki wiatrowej na morzu może być równie długi albo nawet dłuższy niż budowa SMR. Patrząc na projekty, które realizowano na świecie, realizacja projektów offshore’owych trwała 12 lat i więcej. Każdy próbuje eksplorować to, co jest możliwe dla stabilizacji swojego biznesu.
Dla kogo jeszcze chcecie tę energię produkować?
Jeśli projekty się powiodą, to bilans jest prosty. Trzeba będzie ją sprzedawać na zewnątrz. W związku z tym, że potrzeby są w Polsce takie, jakie są, nie boimy się o sprzedaż. Nadwyżkę możemy sprzedawać do powszechnej sieci dystrybucji.
Nie myślicie o tym, żeby po prostu stać się też koncernem energetycznym?
Nie. To nie jest nasz cel. Istnieje jednak możliwość sprzedaży nadwyżek na rynku.
Mówił pan, że następny krok w sprawie małego atomu nastąpi w ciągu miesiąca. Jaki to będzie krok?
Następny krok we współpracy z potencjalnymi możliwymi partnerami.
Z Polski czy zagranicy?
Rozmawiamy z różnymi partnerami i w czasie, który zadeklarowałem, będziemy w stanie powiedzieć więcej.
Wspominał pan o potrzebnych zmianach regulacyjnych pod kątem małych reaktorów, m.in. w prawie atomowym. Jakich?
To skomplikowana materia związana ze standardami Międzynarodowej Agencji Atomistyki i standardami narodowymi. Żeby takie projekty było łatwiej lokalizować niż duże projekty jądrowe, trzeba do nich podejść inaczej. W skali zaangażowania technologicznego budowa SMR to jest jedna setna tego, co trzeba zrobić w przypadku budowy dużego bloku jądrowego.
Dzisiejszy program energetyki jądrowej uwzględnia tylko duży atom. Będziecie walczyć o to, żeby w ten program wpisać mały atom i planowane przez was lokalizacje?
Myślę, że w tej sprawie jest pewien konsensus, że małe i duże reaktory ze sobą nie konkurują, tylko się uzupełniają. Jeśli celem naszej gospodarki jest utrzymanie zdolności konkurencyjnych, to musimy zrobić wszystko, żeby regulacje nam na to pozwalały.
Rozmawiacie z rządem na ten temat?
Jeszcze nie.
Macie poparcie ministra Jacka Sasina w tej sprawie?
Myślę, że mamy szersze poparcie dla tej sprawy. W pierwszej kolejności rozmawiamy z decydentami, którzy wykonują akcje, z naszym nadzorem. Nie wydaje mi się, żeby to były kontrowersyjne projekty.
Kiedy chcielibyście mieć zawartą umowę inwestycyjną w sprawie małego reaktora, żeby móc ruszyć z przygotowaniami?
Jak najszybciej, w momencie kiedy projekt będzie się uprawdopodabniał, jeśli chodzi o jego certyfikację. Można zawierać umowy warunkowe, można uzależniać pewne kooperacje od następnych kroków. Są różne opcje budowania relacji z dostawcą, będziemy o tym rozmawiać.
Ile chcielibyście tych bloków?
Huta Głogów to jedna trzecia naszego zużycia energii. To bardzo energochłonny projekt. Postawienie tam nawet jednego bloku spowoduje znaczne ograniczenie kosztów.
Podczas prezentacji strategii mówił pan o srebrze inwestycyjnym, współpracy z giełdą, kopalniach surowców do produkcji nawozów itd. Po co i ile to ma dać przychodów? Ktoś mógłby powiedzieć: skupcie się na podstawowym biznesie.
Skupiamy się na podstawowym biznesie. Produkcja srebra to nasz podstawowy biznes. Nie robimy nic innego, nie zaczynamy np. produkować stali.
Opłaca się wychodzić z ofertą do inwestorów?
Tak, oprócz tego że to jest biznes, to najzwyczajniej w świecie uważam, że jeśli ludzie sygnalizują nam często, iż chcieliby kupić nasze srebro, to powinniśmy na to odpowiedzieć. To nie jest projekt, który będzie kosztował dziesiątki czy setki milionów.
Złoto nie?
Złoto na razie nie.
A kopalnia surowców do ekologicznych nawozów?
Wydobywamy już sól, a w nie- dalekiej przyszłości, po roz poznaniu złóż, chcemy pozyskiwać polihality, czyli sole magnezowo-potasowe, które mogą być wykorzystywane jako innowacyjny, ekologiczny nawóz mineralny.
To będzie duży biznes?
Potencjalnie bardzo duży. Takie kopalnie budują np. Brytyjczycy. Jeśli mamy regulacje, które nakazują używania w rolnictwie coraz bardziej neutralnych dla środowiska nawozów, to staje się trendem.
Jacek Sasin chwali to, co się dzieje w Chile, w Sierra Gorda. Rzeczywiście są powody do zadowolenia? Wszystkie problemy zostały rozwiązane?
Może nie wszystkie, ale dużo zostało rozwiązanych. Pracujemy nad tym projektem od trzech lat. Kopalnia produkuje tyle miedzi, ile powinna, a nie połowę. Może mogłaby jeszcze więcej, ale jest zdecydowanie większa produktywność. Mamy mniejsze koszty i lepszy nadzór nad projektem. Nie zarządzają nim wynajęci menedżerowie z USA i Chile, lecz Polacy.
Skoro miedź jest bronią polityczną, to nie ma mowy o sprzedaży Sierra Gorda?
W naszych kluczowych aktywnych projektach, w tym Sierra Gorda, konsekwentnie realizujemy strategiczne założenia ich rozwoju. W przypadku innych aktywów zagranicznych wszystko zależy od ceny.
Czyli jednak możemy sprzedać dobrą broń za dobrą cenę?
Na razie działamy w biznesie i musimy walczyć przede wszystkim o to, żeby ten projekt jak najszybciej spłacił to, co zostało w niego zainwestowane. Były takie pomysły, żeby pozbyć się go jak najszybciej, nawet za przysłowiowe zero. Ale warto by jednak było, żeby z 12 mld inwestycji coś wróciło do Polski. W tym roku wróciło już 500 mln, liczymy na równie dobre kwoty w drugiej części roku i chętnie zobaczymy kolejne zwroty.
Rozmawiali Krzysztof Jedlak i Julita Żylińska
Współpraca AS