Choć spodziewano się dwucyfrowych podwyżek taryf, ich ostateczna skala zaskoczyła ekonomistów. W efekcie korygują w górę prognozy dotyczące wskaźnika wzrostu cen. Ale to niejedyne zagrożenie.
– Będziemy rewidować ścieżkę inflacji i podnosić jej prognozę. Do tej pory zapowiadaliśmy, że średniorocznie wyniesie w 2022 r. 6 proc. ale ona znacznie powędruje w górę do ok. 7,5 proc. – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole. „Zakładamy, że gaz może stanieć po zimie, ale podwyżki energii zostaną. Średnia inflacja na przyszły rok skacze z 6,7 proc. do 7,1–7,3 proc., szczyt w I kw. 2022 r. na poziomie ponad 9 proc.” – oceniają z kolei analitycy ING. Specjaliści z mBanku szacują, że może być ona jeszcze wyższa i wynieść 7,8 proc.
Ekonomiści zwracają uwagę, że tak wysokie podwyżki oznaczają, że wzrost gospodarczy może być niższy od oczekiwanego, gdyż wysokie ceny energii i gazu ograniczą konsumpcję. – Tarcza i pieniądze z helikoptera będą ratować naród przed wrogiem inflacji, tłumacząc, że to wina Putina i Komisji Europejskiej. To może oznaczać scenariusz stagflacyjny: kiepski wzrost przy wysokiej inflacji – mówi Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
– Te podwyżki to czarny scenariusz. Zobaczymy, jak odpowie rząd. Jedyny „game changer” to zerowy VAT na żywność. Ale nie wiem, jak szacować prawdopodobieństwo takiego zdarzenia – zastanawia się Jakub Borowski.
Temat jest obecny w negocjacjach z Brukselą. – Rozmowy były dobre, tyle mogę powiedzieć – słyszymy od naszego rozmówcy z rządu. Ale kiedy takie rozstrzygnięcie nastąpi, trudno przewidzieć.
Stawki będą rosnąć
Polski Komitet Energii Elektrycznej, w którego skład wchodzą spółki energetyczne wnioskujące o podwyżki taryf, ocenia, że skoki cen zostaną zamortyzowane dzięki tarczy antyinflacyjnej i w I kw. prąd w gospodarstwach o średnim zużyciu podrożeje średnio tylko o 6 zł miesięcznie.
W dłuższej perspektywie od podwyżek nie będzie się jednak dało uciec. – Energia dla konsumentów jest w Polsce nadal zbyt tania i długoterminowo jej ceny powinny rosnąć. Krótkoterminowo rząd przesunął nieunikniony i tak skok na II kw. – mówi Michał Hetmański, prezes fundacji Instrat, analizującej rynek energii.
Ogłoszone przez URE podwyżki dotyczą gospodarstw domowych, ale osłabiając popyt, oznaczają dodatkowy problem dla biznesu, który sam już teraz boryka się z radykalnym skokiem cen energii. Przedsiębiorstwa kupują energię po rynkowych cenach, w związku z tym szybciej odczuwają skutki kryzysu energetycznego. W listopadzie 2020 r. cena energii w kontraktach terminowych oscylowała na poziomie 242 zł/MWh, w listopadzie tego roku osiągnęła już 470 zł/MWh. Coraz bardziej dolegliwe stają się też koszty uprawnień do emisji CO2. „Od maja 2019 r. do listopada br. wzrosły od 100 do 310 zł za tonę” – pisze URE w uzasadnieniu piątkowej decyzji o podwyżkach.
Bariera dla inwestycji
Przedsiębiorcy przyznają, że ceny energii – zarówno te obecne, jak i prognozowane – odgrywają coraz większą rolę w analizie poprzedzającej budowę zakładów w Polsce. – W procesie decyzyjnym odnośnie do inwestycji w nowe fabryki koszty energii są uwzględniane jako jedne z podstawowych. Utrudniają nam ściąganie nowych projektów, szczególnie że zdajemy sobie sprawę, iż będą przez cały czas rosły – mówi Wojciech Konecki, wiceprezes Krajowej Izby Gospodarczej i prezes Związku Pracodawców AGD APPLiA.
By inwestować, biznes domaga się większych nakładów na odnawialne źródła energii. – Największym zagrożeniem konkurencyjności polskiego przemysłu są: wysoki ślad węglowy w łańcuchu dostaw, wysoka emisja gazów cieplarnianych oraz energia elektryczna i procesy wytwórcze oparte na węglu – mówi dr Ewa Łabno-Falęcka, dyrektor w Mercedes-Benz Polska. Podkreśla, że branża motoryzacyjna zmierza ku budowie bezemisyjnego łańcucha dostaw. A to oznacza, że bez szybkiej transformacji nie będzie można korzystać z komponentów powstałych przy użyciu brudnej energii.
Część firm decyduje się na własne inwestycje w OZE. Agnieszka Wojnarowska, członek zarządu RWE Renewables Poland zwraca uwagę, że kończą się w Polsce moce przyłączeniowe dla nowych projektów OZE. Eksperci wskazują, że gruntownej przebudowy wymaga również system dystrybucji. Nie da się jej przeprowadzić bez pieniędzy, a taryfa za dostawy energii w latach 2016–2018 utrzymywała się na tym samym poziomie. W 2019 r. nawet spadła.
Zdaniem analityków trzeba się pogodzić z długoterminowymi i znacznymi podwyżkami również tej części rachunków. – Od lat wzrosty w taryfach dystrybucyjnych nie były zbyt duże, co sprawiło, że ok. 55 proc. rachunku dla gospodarstw domowych stanowi sama cena energii elektrycznej. W kolejnych latach czekają nas dalsze spore podwyżki, bo transformacja energetyczna i stan sieci wymagają gruntownych modernizacji obecnej infrastruktury. Na to potrzebne są duże nakłady inwestycyjne – tłumaczy dr Aleksandra Gawlikowska-Fyk, kierowniczka projektu Elektroenergetyka w fundacji Forum Energii.
Choć tanio, to drogo
Polskie ceny energii nominalnie nadal nie będą przodować w Europie. Według październikowych danych Eurostatu Polska zajmowała 17. miejsce w zestawieniu cen dla gospodarstw domowych w państwach UE. Nawet uwzględniając obecną podwyżkę cen, nasza energia wciąż będzie jedną z tańszych na Starym Kontynencie. Inaczej wygląda to jednak, uwzględniając parytet siły nabywczej. Już pół roku temu przy analizie tego parametru Polacy ustępowali wyłącznie Rumunom i Niemcom.
Analizując liczby bezwzględne, mamy również wciąż dość tanią energię dla firm – według brytyjskiego think tanku Ember w październiku ceny w Polsce przewyższały tylko Finlandię i nienależącą do UE Norwegię.
GRK