Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Niemiecka gra na czas. Berlin chce opóźnić zmiany na unijnym rynku energii

Mateusz Roszak Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Kopalnia Jänschwalde
Kopalnia Jänschwalde
Shutterstock

Niemcy chcą opóźnić zmiany na unijnym rynku energii. Polska liczy, że zdoła przekonać partnerów do wydłużenia dotychczasowych zasad finansowania elektrowni węglowych.

Inicjowana przez Brukselę reforma unijnego rynku energii miała stanowić systemową receptę na kryzys i wahania cen. Jej zwolennicy uważają, że kluczem do zapewnienia stabilności cen prądu powinno być odejście od zasady merit order, zgodnie z którą cena energii jest powiązana z kosztami najdroższych jednostek, a tym samym z najdroższym jej nośnikiem, którym najczęściej jest gaz. Nowy system miałby zapewnić większą rolę w kształtowaniu cen źródłom odnawialnym i atomowi.

Komisja Europejska ma przedstawić konkretny pomysł do połowy marca, a jej urzędnicy zakładają, że jego realizacja to perspektywa II połowy roku. Żeby było to możliwe, plan musiałby jednak zostać przyjęty przez całą Wspólnotę w II kw., a to perspektywa wątpliwa z uwagi na sceptycyzm Berlina. W zeszłym tygodniu wicekanclerz Robert Habeck przekonywał, że skoki cen były spowodowane nadzwyczajnymi wydarzeniami, przede wszystkim rosyjską agresją, a nie konstrukcją unijnego rynku. Nie wykluczył wprawdzie poparcia dla reformy, ale jednoznacznie zasygnalizował, że nie powinna iść zbyt daleko. Zapowiedział też, że Niemcy planują wielomiesięczne konsultacje w sprawie propozycji. W rezultacie pierwsze wnioski miałyby zostać przedstawione latem, a ostateczne sprawozdanie z konsultacji – dopiero zimą. Na oficjalne stanowisko rządu przyszłoby wówczas poczekać nawet rok. – Autentyczna, głęboka reforma unijnego rynku energii, jak sądzę, w pełni nabierze tempa po wyborach europejskich – stwierdził Habeck. Czyli wiosną przyszłego roku.

To koliduje zarówno z harmonogramem KE, jak i oczekiwaniami największych zwolenników reformy, czyli Francji, Grecji i Hiszpanii. Kraje te przekazały już do Brukseli szczegółowe propozycje zmian i liczyły, że do eurowyborów uda się zakończyć cały proces legislacyjny. I nie zamierzają w tej sprawie łatwo ustępować. W piątek przeciwko tak znaczącemu opóźnianiu reformy zaprotestował Paryż. Według francuskiego resortu transformacji energetycznej przed wyborami trzeba przynajmniej osiągnąć polityczne porozumienie w sprawie kształtu reformy. Za szybkim procedowaniem opowiedziała się także szefowa francuskiej Komisji Regulacji Energetyki Emmanuelle Wargon.

Berlin naciska za to na Francuzów, by rozwiązali problem wąskiego gardła w unijnej infrastrukturze gazowej poprzez budowę interkonektora z Hiszpanią. Półwysep Iberyjski dysponuje dziś największymi w UE mocami regazyfikacyjnymi LNG i połączeniami rurociągowymi z Afryką Północną. Niemcy mogą ponadto liczyć na poparcie swojego stanowiska przez grupę unijnych skąpców, w tym Danię, Holandię i Luksemburg, a także Estonię, Finlandię i Łotwę. Te państwa oczekują od KE raczej chirurgicznych działań niż gruntownej przebudowy. Okazją do zbliżenia stanowisk może być rozpoczynające się dziś nieformalne spotkanie ministrów energii w Sztokholmie.

Do zwolenników reformy zalicza się Polska, choć Warszawa była do tej pory oszczędna w informowaniu o szczegółach swojego stanowiska. Z nieoficjalnych ustaleń portalu Wysokie Napięcie wynika jednak, że celem negocjacyjnym jest wydłużenie funkcjonowania obecnych zasad rynku mocy, czyli najważniejszego mechanizmu finansowania naszej energetyki konwencjonalnej. Obecnie gwarantuje on jednostkom węglowym środki za gotowość do dostarczania energii, a nie tylko za faktycznie realizowane dostawy. Po 2025 r. mają wejść w życie nowe standardy, które wykluczą z systemu wsparcia elektrownie o emisyjności powyżej 550 g CO2 na 1 kWh wyprodukowanego prądu. W rezultacie bez odpowiednich inwestycji finansowanie z rynku mocy może stracić ponad 90 proc. polskich bloków węglowych.

KE w wysłanym w styczniu do konsultacji dokumencie poddała pod dyskusję m.in. upowszechnienie umów długoterminowych na dostawy prądu, a także ograniczenie roli elektrowni gazowych jako bilansujących zdominowane przez OZE rynki energii elektrycznej. Alternatywę według KE mógłby stanowić rozwój rynku magazynowania energii, a także mechanizmy dostosowywania popytu (np. inteligentne zarządzanie siecią), wreszcie inne niż gaz, ale niezależne od pogody źródła niskoemisyjne (m.in. małe reaktory jądrowe czy bioenergia). Innym rozwiązaniem, o którym chce rozmawiać Komisja, jest minimum energetyczne, czyli gwarancja określonej ilości prądu w przystępnej cenie, który przysługiwałby gospodarstwom domowym oraz małym i średnim firmom.

Stanowisko Polski w sprawie reformy może być ważnym sygnałem, który pokaże, w jakim kierunku ewoluuje nasza strategia energetyczna. Założenia aktualizacji krajowej polityki energetycznej do 2040 r., która miała dostosować najważniejszy dokument planistyczny do nowych realiów m.in. w zakresie roli gazu, zostały przyjęte przez rząd w marcu 2022 r. Właściwa aktualizacja miała nastąpić najpóźniej na początku tego roku, ale coraz częściej mówi się, że przyjęcie skorygowanej strategii przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi jest niepewne wobec narastających napięć w koalicji. ©℗