Na dziewięć miesięcy przed konferencją klimatyczną główni aktorzy procesu paryskiego na nowo ustawiają pionki na szachownicy.
Do rozpoczęcia formalnej części międzyrządowych negocjacji przed przesuniętym na listopad COP26 wezwał sekretarz generalny ONZ António Guterres. Jak podkreślił, ze względu na utrudnienia związane z pandemią znaczna ich część, zwłaszcza na etapie wstępnych przygotowań, powinna odbywać się zdalnie. – Nie możemy pozwolić, by pandemia powstrzymała nas przed wspólną pracą na tym kluczowym odcinku drogi do Glasgow – powiedział.
Przebieg tej części przygotowań ma zasadnicze znaczenie dla sukcesu szczytu, więc plany ich przeniesienia do świata wirtualnego budzą obawy. Szczególnie zaniepokojone są kraje rozwijające się, dla których formuła online może być trudniejsza ze względów technicznych – jakość połączenia czy program nieprzystosowany do lokalnej strefy czasowej. Guterres przekonuje jednak, że transparentność i inkluzywny charakter negocjacji nie ucierpią na ich zdalnej formule, w czym mieliby pomóc oddelegowani do tego urzędnicy ONZ w poszczególnych krajach, a także sieć regionalnych ośrodków dysponujących najwyższej jakości łączem internetowym. Część ekspertów podnosi również, że rozmowy online mogą w znacznej mierze wykluczyć z udziału w przygotowaniach do konferencji przedstawicieli społeczeństwa obywatelskiego. ONZ i prezydencja szczytu są jednak zdeterminowani, obawiając się, że niepodjęcie tej decyzji będzie grozić kolejnym przesunięciem COP26. Na wirtualny charakter formalnych negocjacji musi się zgodzić biuro konwencji klimatycznej składające z przedstawicieli grup regionalnych, a tam większość stanowią kraje rozwijające się. Najbliższe posiedzenie zespołu planowane jest pod koniec miesiąca. W międzyczasie rozmowy z krajami prowadzi Alok Sharma, nominowany przez brytyjską prezydencję na przewodniczącego szczytu. Sama listopadowa konferencja wciąż planowana jest w formule „na żywo”.
Nieformalne rozmowy o spełnieniu celów porozumienia paryskiego trwają od ponad roku. W aspekcie formalnym procesu negocjacyjnego nic nie wydarzyło się jednak od zakończonego fiaskiem szczytu w Madrycie w 2019 r. Ze względu na COVID-19 spotkania przygotowawcze do COP26 były już dwukrotnie przekładane. Od czasu odwołania rozmów zaplanowanych na październik ub.r. nie udało się uzgodnić nowego terminu. Tymczasem doświadczenie pokazuje, że czas trwania przygotowań do szczytu ma bezpośrednie przełożenie na jego owoce. Jak zauważają komentatorzy, największy sukces procesu klimatycznego, czyli porozumienie paryskie, został przyjęty po negocjacjach trwających aż półtora roku.
Jednym z głównych tematów na agendzie rozmów są – nierozstrzygnięte na konferencji klimatycznej w Madrycie sprzed dwóch lat – zasady działania globalnego rynku emisji. To on ma być jednym z głównych narzędzi transformacji na skalę światową. Kolejnym ważnym obszarem negocjacji będzie rozkład obciążeń, jeśli chodzi o finansowanie działań na rzecz klimatu. Sferą, która zdecyduje o sukcesie szczytu, będzie również podnoszenie krajowych ambicji co do cięcia emisji w perspektywie 2030 r. Nowe deklaracje mają wprowadzić świat na ścieżkę do neutralności klimatycznej w perspektywie półwiecza i osiągnięcia celów z Paryża. Zgodnie z porozumieniem uaktualnione cele miały zostać przedstawione do końca 2020 r., jednak w związku z przesunięciem szczytu oczekuje się, że znaczna część krajów zgłosi je w najbliższych miesiącach.
Niezależnie od tego, jaka będzie ich ostateczna formuła, do kluczowej fazy rozmów klimatycznych szykują się już uczestnicy procesu paryskiego. Wiele wskazuje, że w przeciwieństwie do sytuacji sprzed dwóch lat trzej najważniejsi aktorzy – Chiny, USA i UE (łącznie odpowiadający za ponad 40 proc. globalnych emisji) – są zdeterminowane, by COP26 zakończył się sukcesem. Po zmianie w Białym Domu Waszyngton chce uczynić dyplomację klimatyczną jednym ze swoich znaków rozpoznawczych. Kluczową rolę w tych wysiłkach odegra specjalny pełnomocnik prezydenta, b. sekretarz stanu John Kerry, który ma już na koncie zasługi jako jeden z negocjatorów porozumienia paryskiego. Jak dowiedzieliśmy się w zeszłym tygodniu, jego partnerem po stronie chińskiej będzie Xie Zhenhua, który także reprezentował Pekin przy pracach nad umową i dobrze zna się z Kerrym. Nominacja ta jest interpretowana jako wyraźny sygnał gotowości do współpracy z USA w dziedzinie klimatu. Co mniej zaskakujące, po stronie unijnej przy ustalaniu linii negocjacyjnej karty będą rozdawać klimatyczni „jastrzębie”, m.in. wiceszef KE Frans Timmermans. Zdeterminowana jest wreszcie brytyjska prezydencja – Londyn chce, żeby przywództwo klimatyczne stało się jednym z głównych wyróżników kraju po brexicie. Ale wszystkie te państwa nie zdołają przeforsować swojej agendy samodzielnie – dla sukcesu COP26 niezbędne będzie pozyskanie poparcia krajów o niskich dochodach, które zmagają się z kryzysem wywołanym przez koronawirusa. Szczególnego znaczenia nabiera w tym kontekście nie tylko zwiększenie finansowania klimatycznego, ale także umorzenia długów powiązanego ze strategiami transformacyjnymi.
Swoją reprezentację na odcinku przygotowań do COP26 wzmacnia także ONZ. Do Patricii Espinosy, która kieruje agendą klimatyczną organizacji i – jak wskazują eksperci – ma na koncie duże zasługi dla procesu negocjacyjnego jeszcze z czasów kierowania dyplomacją Meksyku, po raz kolejny (sprawował już w organizacji podobne funkcje w minionych latach) dołączy Michael Bloomberg, b. burmistrz Nowego Jorku i multimiliarder, który od dawna inwestuje w przedsięwzięcia związane z zieloną transformacją. Bloomberg opłacał amerykańską składkę na rzecz sekretariatu klimatycznego ONZ w czasie, gdy kurek z pieniędzmi zakręcił Donald Trump. Teraz jako specjalny wysłannik organizacji ma być odpowiedzialny za rozmowy z rządami, firmami, miastami i instytucjami finansowymi, które mają zagwarantować szybkie podnoszenie ambicji klimatycznych.