- Górnicy oczekują od rządu pomysłu na przyszłość regionów węglowych. Zamiast tego próbuje się nas kupić odprawami - mówi Jarosław Niemiec elektromonter, przewodniczący Związku Zawodowego „Przeróbka” w LW Bogdanka.
Sejm pewnie odrzuci dziś poprawki Senatu do ustawy o elektrowniach wiatrowych. W rezultacie turbiny będą mogły powstawać w odległości co najmniej 700 m od budynków mieszkalnych, a nie 500, jak zakładał pierwotny projekt rządu. Według ekspertów obniży to o połowę potencjał rozwojowy tej gałęzi energetyki.
Niestety nie poznaliśmy szczegółowych wyliczeń przemawiających za wydłużeniem tego dystansu, a one powinny być kluczowe. Frazesy o interesie społecznym nie wystarczą, należałoby pokazać na liczbach, kto zyska, a kto straci. Tym bardziej że odległość to tylko jeden z wymogów, które trzeba spełnić. Są jeszcze procedury planistyczne, decyzja środowiskowa. One dają możliwość wpływu mieszkańcom i samorządom. Z drugiej strony nawet 1000 m od zabudowań nie eliminuje konfliktów o to, czy jest to właściwy sposób wykorzystania terenu, który ma np. wartość jako ziemia rolna. Ponadto jest pytanie, czy w każdym regionie wiatraki są potrzebne, biorąc pod uwagę warunki wiatrowe. Właściwe rozplanowanie inwestycji wymaga planu krajowego.
Jest pan sygnatariuszem apelu o odblokowanie rozwoju wiatraków. Nie ma sprzeczności interesów między energetyką odnawialną a górnictwem?
Nie. W najbliższych latach nasze zapotrzebowanie na energię będzie rosło w tempie wykładniczym. Do jego zaspokojenia będziemy potrzebowali wszystkich źródeł. A dla przyszłości węgla decydujące będą inne kwestie, przede wszystkim sytuacja w przemyśle. Dopóki w Polsce będzie przemysł, będą potrzebne też stabilne źródła dostarczające energię niezależnie od pogody. Przynajmniej dopóki nie powstaną bloki jądrowe, a na to przyjdzie poczekać wiele lat, będą to przede wszystkim bloki węglowe. W obecnej sytuacji geopolitycznej i rynkowej tej funkcji nie spełni superdrogi gaz.
Na dłuższą metę liczba miejsc pracy w górnictwie będzie spadać.
To się przecież już dzieje. Problem w tym, że z jednej strony słyszymy, że trzeba zamknąć kopalnie jak najszybciej, a z drugiej, że będziemy ich bronić do upadłego. W tej atmosferze coraz trudniej o wypracowanie rozsądnego planu, jak zrobiono to w Niemczech, gdzie nawet teraz, kiedy kopalnie są wyłączone, utrzymuje się je w takim stanie, żeby uruchomienie wydobycia w razie potrzeby było możliwe. Zamiast tego mamy gospodarkę rabunkową. Kopalnie są zmuszone do fedrowania, ile się da, żeby utrzymać się powyżej progu rentowności. Nikt nie myśli o odpowiedzialnym gospodarowaniu złożami, by zapewnić ich zachowanie w dłuższym horyzoncie. Jako Przeróbka i szersze środowisko szukające perspektyw rozwoju górnictwa przekonujemy, że nie ma sensu wydobywać węgla na masę. Lepiej traktować kopalnie jako element systemu zrównoważonego gospodarowania złożami. Takie podejście byłoby dla spółek podstawą do rozpoczęcia dywersyfikacji działalności.
W takim kierunku - rozwoju alternatywnych wobec wydobycia i produkcji paliw gałęzi biznesu - podążają koncerny naftowe. Dlaczego tego samego nie mogą robić spółki węglowe?
Też się dziwię. W spółkach górniczych dysponujemy technologiami i kompetencjami, które mogłyby być bazą do rozwoju wielu perspektywicznych z punktu widzenia nowoczesnej gospodarki dziedzin. Mam na myśli choćby transport kolejowy. Na Lubelszczyźnie mamy w praktyce jedną linię, zbudowaną jeszcze za czasów carskich. Rozbudowa infrastruktury miałaby sens z punktu widzenia węglowej logistyki. Dziś, gdybyśmy nawet chcieli wydobywać w Bogdance 20 mln t rocznie, nie mamy jak tego surowca wywieźć. Jednocześnie można byłoby przyłączyć do sieci miasta powiatowe. Innym kierunkiem mogłyby być produkcja komponentów dla fotowoltaiki, zachowanie zasobów wodnych czy poszukiwanie i eksploatacja surowców krytycznych. Potrzeba tylko woli i środków na inwestycje. A przede wszystkim impulsu ze strony władz.
Górnicy nie są zamknięci na takie scenariusze?
Nie. Po prostu nie pokazano im sensownego pomysłu. Trudno się dziwić, że pomysł likwidacji osłodzonej odprawami i urlopami górniczymi kreuje postawy defensywne. Mówimy de facto o sprzedaży miejsc pracy wartych 350 tys. zł rocznie za 120 tys. odprawy. Nie dziwię się górnikom, że wybierają walkę o miejsca pracy za wszelką cenę. Sam pójdę tą drogą, jeśli nie zobaczę alternatywy.
Światło dzienne ujrzał właśnie projekt ustawy osłonowej dla górnictwa węgla brunatnego i elektroenergetyki. Na urlopy i jednorazowe odprawy w ciągu 10 lat ma trafić 1,3 mld zł.
To śmieszna kwota, biorąc pod uwagę skalę potrzeb i liczbę zagrożonych miejsc pracy. Zresztą umowę społeczną podpisaną ze związkami górniczymi na Śląsku też trudno uznać za poważną. Rząd powinien przedstawić plan dla rejonów węglowych. Zamiana miejsc pracy na urlopy i odprawy to przepis na powtórkę z upadku Wałbrzycha i Bytomia. Transformacja wymaga zaangażowania państwa. Nie można liczyć, że górnicy pozakładają firmy i wszystko rozwiąże wolny rynek. Dziś po stronie rządu jest koncepcyjna pustka. Słyszymy zapewnienia o gotowości walki o górnictwo na arenie europejskiej, ale w praktyce widzimy, że rząd nie jest w stanie blokować w Brukseli niekorzystnych dla naszej branży zmian. Przestałem jeździć na spotkania zespołu trójstronnego do Katowic, bo szkoda mi na to czasu. Przedstawiciele rządu powtarzają w kółko te same hasła i nic z tego nie wynika. A codzienność górników to pełzająca likwidacja kopalń i relokacje pracowników między tymi ośrodkami, które nadal fedrują.
Sektor OZE mógłby być alternatywą dla górników?
To jedna z opcji. Zielona energetyka będzie wymagała zatrudnienia tysięcy wysoko wykwalifikowanych pracowników. Grunt, żeby rząd zadbał o to, by mimo rozproszonej struktury były to miejsca pracy porównywalne z górniczymi pod względem standardu.
Jak to zrobić?
Naszą propozycją jest stworzenie układów zbiorowych dla strategicznych branż, poczynając od energetyki wiatrowej. Przyjęcie Karty wiatrakowca - porozumienia między rządem, związkami i stowarzyszeniami branżowymi - powinno być pierwszym krokiem po liberalizacji przepisów odległościowych. Wolny rynek tego nie załatwi. Wydobycie węgla w dzisiejszym systemie oraz budowa i utrzymywanie przyszłego systemu energetycznego to strategiczne miejsca pracy, które powinny być objęte najwyższymi standardami. Nie powinno być miejsca na konkurencję niskimi kosztami pracy. Taka umowa dałaby osobom przenoszącym się z kopalń poczucie bezpieczeństwa, przyczyniając się do złagodzenia obaw związanych z transformacją energetyki. W interesie publicznym jest utrzymanie roli związków jako reprezentanta pracowników sektora, zwłaszcza w okresie przemian. ©℗
Rozmawiał Marceli Sommer