Efektem wojny w Ukrainie jest rozbudowa przez Niemcy infrastruktury dla paliw kopalnych, takich jak gaz i ropa, między innymi na Morzu Bałtyckim. Rosja czasowo wstrzymała dostawy gazu ziemnego przez Nord Stream 1 do Lubmina (Meklemburgia-Pomorze Przednie). Niemiecka firma ReGas buduje tam pływający terminal na gaz LNG, który ma rozpocząć pracę już w grudniu.
Jeszcze w tym roku sieć energetyczna w Lubminie będzie zasilana gazem płynnym, dostarczanym statkami do terminalu LNG w rejonie Greifswaldu. We wtorek w Rostocku dokumenty w tej sprawie podpisali Reinhard Meyer (SPD), minister gospodarki Meklemburgi-Pomorza Przedniego (MV) i niemiecka firma ReGas GmbH.
ReGas będzie dostarczać gaz LNG do Lubmina. Firma zapewniła, że przeładunek LNG rozpocznie się już 1 grudnia. Wcześniej powstanie niezbędna infrastruktura, obejmująca część morską i lądową. Z zacumowanego 600 metrów od brzegu frachtowca gaz LNG będzie transportowany na ląd mniejszymi statkami, a następnie wprowadzany – po zmianie na gaz ziemny - do sieci gazowej w Lubminie.
Dzięki temu do niemieckiej sieci energetycznej rocznie trafić ma 4,5 mld metrów sześciennych gazu ziemnego. Jest to ok. 10 proc. wielkości rosyjskich dostaw, zanim Gazprom wprowadził ograniczenia w Nord Stream 1.
Jak informuje portal gazety „Ostsee Zeitung” projekt "Terminal LNG na Bałtyku" jest finansowany ze środków prywatnych, bez udziału funduszy publicznych. 100 mln euro zostanie zainwestowane w ramach Family Office przez firmy rodzinne z Hamburga, Wielkiej Brytanii i USA.
Jak podkreślił minister Meyer, w obliczu kryzysu energetycznego konieczne są szybkie działania, aby „zapewnić energię na najbliższą i kolejną zimę”. Z punktu widzenia dostaw LNG drogą morską, najlepszymi lokalizacjami są Lubmin i Rostock. Rostock jest obecnie punktem wyładunku ropy naftowej, która trafia do rafinerii w Schwedt, dlatego Lubmin został uznany za „bezpieczną lokalizację” dla szybkich dostaw LNG.
Jak podkreśla „Ostsee Zeitung”, do nowej inwestycji nie będą wykorzystywane rurociągi Nord Stream, będące własnością rosyjską. „Technicznie byłoby to możliwe, wymagałoby to jednak decyzji politycznych. Ale obecne rozwiązanie jest również opłacalna ekonomicznie” – wyjaśnia gazeta. Z kolei układanie kolejnego rurociągu na dnie Bałtyku „byłoby bezsensowne z ekologicznego i ekonomicznego punktu widzenia”.
Rostock postrzegany jest obecnie przez rząd lokalny i krajowy jako „brama do dostaw zielonej energii w Niemczech”. Planowana jest rozbudowa infrastruktury w tym kierunku, m.in. pogłębienie kanału morskiego. (PAP)