Nowe regulacje dla niskoemisyjnych technologii mają pomóc demokratom w wyborach, a amerykańskiej gospodarce w rywalizacji z Azją.
Negocjacje w sprawie „antyinflacyjnego” pakietu legislacyjnego Joego Bidena trwały prawie rok, a jego wartość skurczyła się w tym czasie przeszło pięciokrotnie względem pierwotnych planów Białego Domu (pierwszy projekt opiewał na 3,5 bln dol.). Mimo to jego przyjęcie w niedzielę przez Senat zostało zgodnie okrzyknięte wielkim sukcesem prezydenta USA, którego partia w listopadzie walczyć będzie o utrzymanie większości w Kongresie. - Demokraci w Senacie stanęli po stronie amerykańskich rodzin, wbrew naciskom grup interesu - oświadczył Joe Biden.
Nowe ulgi i zachęty będą dużym wsparciem w wysiłkach zmierzających do zapewnienia zielonym przedsięwzięciom rentowności i efektu skali. Szczególnie w kontekście inflacji i towarzyszących jej podwyżek stóp procentowych, które ograniczają dostęp do pieniądza. Przepisy te będą kluczowe dla realizacji obietnic klimatycznych Bidena, szczególnie po tym, jak możliwości forsowania zielonej polityki instrumentami wykonawczymi mocno ograniczył niedawny wyrok Sądu Najwyższego (podważył możliwości administracji w zakresie egzekwowania celów ograniczania emisji środkami wykonawczymi). Tym samym jest to szansa na zatrzymanie procesu erozji wiarygodności prezydenta, którego sondażowe poparcie spadło w lipcu poniżej pułapu 40 proc. A zarazem - na wzmocnienie jego pozycji w światowej dyplomacji klimatycznej.
Za sprawą wysiłków Joego Manchina, demokraty z Zachodniej Wirginii, który był do tej pory głównym blokującym prace nad reformą, ustawa przewiduje także - krytykowane przez ekologów - wsparcie dla krajowej produkcji paliw kopalnych. Na korzystne regulacje będą mogły liczyć również technologie, które stanowią główne nadzieję na przyszłość dla koncernów paliwowych: przede wszystkim wychwyt i magazynowanie emisji (CCS) oraz wodór.
Pakiet przyjęto w drodze specjalnej procedury budżetowej, która pozwala na uniknięcie obstrukcji parlamentarnej. W amerykańskim Senacie stanowi ona instrument pozwalający na zablokowanie zwyczajnych ustaw, o ile nie dysponują one poparciem kwalifikowanej większości trzech piątych izby. O przeforsowaniu reformy w podzielonej po równo między demokratów i republikanów izbie wyższej Kongresu zadecydował rozstrzygający w przypadku klinczu głos wiceprezydentki Kamali Harris. Teraz ustawa trafi do Izby Reprezentantów, gdzie demokraci dysponują bezpieczniejszą większością i która - jak się przewiduje - przyjmie ją jeszcze w tym tygodniu. Wtedy od wejścia w życie ustawę dzielić będzie już tylko podpis prezydenta.
Nowe przepisy mają uruchomić różnego typu subsydia dla zielonych sektorów amerykańskiej gospodarki o wartości blisko 370 mld dol. do końca dekady. To niemal połowa całych globalnych wydatków na tego typu inwestycje zrealizowanych w zeszłym roku. A to tylko część inwestycyjnej ofensywy Waszyngtonu na transformacyjnym froncie. W ubiegłym roku Kongres przyjął ponadpartyjną większością pakiet infrastrukturalny o wartości 1 bln dol., z czego więcej niż 200 mld powiązane było z szeroko pojętymi celami klimatycznymi (nowe środki skierowano m.in. na rozwój sieci elektroenergetycznej i OZE, infrastrukturę wodociągową, kolej i transport publiczny czy poprawę odporności na ekstrema pogodowe).
Obok nowych regulacji energetyczno-klimatycznych reforma zawiera m.in. utrzymanie przez kolejne dwa lata rozszerzonego finansowania opieki zdrowotnej ze środków publicznych - wprowadzonego w ramach pandemicznego pakietu antykryzysowego oraz ograniczy podwyżki cen leków. Wydatki zaplanowane w pakiecie mają sięgnąć łącznie prawie 740 mld dol. Ale bilans finansowy ma być korzystny dla budżetu. Dzięki rozwiązaniom obejmującym m.in. wprowadzenie minimalnego podatku korporacyjnego na poziomie 15 proc. i poprawie ściągalności danin deficyt ma zostać obniżony o ponad 300 mld dol.
W efekcie wejścia w życie ułatwień dla zielonych inwestycji, według wyliczeń ekspertów, ślad klimatyczny Stanów Zjednoczonych - będących największym po Chinach światowym emitentem gazów cieplarnianych - do 2030 r. ma się skurczyć o 40 proc. (w porównaniu do 2005 r.). Dotychczasowa polityka w najlepszym przypadku miała zapewnić tymczasem redukcję o 35 proc.
Nowy zastrzyk pieniędzy na transformację będzie także kolejnym czynnikiem zaostrzenia rywalizacji gospodarczej i przyspieszenia transformacyjnego wyścigu. Tym bardziej że ważnym elementem uchwalonej legislacji będzie wzmocnienie wysiłków na rzecz uniezależnienia się od chińskich dostaw m.in. w dziedzinie kluczowych surowców i komponentów dla OZE oraz pojazdów elektrycznych. Podobne cele przyświecają Brukseli, która od kilku lat stara się animować europejski przemysł bateryjny, a pod koniec maja br. zapowiedziała inicjatywę legislacyjną zmierzającą do zabezpieczenia dostaw minerałów, takich jak lit, kobalt, krzem, tytan, grafit czy metale ziem rzadkich.
Jak wynika z danych Bloomberg New Energy Finance (BNEF), to region Azji i Pacyfiku był w zeszłym roku zdecydowanym liderem zielonych inwestycji. Tam popłynęło 368 mld dol., niemal połowa wszystkich pieniędzy na tego typu projekty. Same Chiny skierowały na tego typu projekty 266 mld dol. - więcej niż cała unijna „27” razem wzięta. To w tej części świata zarejestrowano także najbardziej dynamiczny przyrost zielonych inwestycji - było ich tam o 38 proc. więcej niż w 2020 r.
W tym roku widać już pierwsze zwiastuny dalszego przyspieszenia tej inwestycyjnej ofensywy. BNEF szacuje, że w pierwszej połowie tego roku tylko na odnawialne źródła energii skierowano rekordowe 226 mld dol. (co nie obejmuje choćby inwestycji w sieci energetyczne, atom, zieloną transformację transportu, termomodernizację budynków czy w technologie wodorowe) w porównaniu do nieco ponad 200 mld w pierwszym półroczu 2021 r. Warte setki miliardów dolarów programy, do których obok amerykańskiego pakietu antyinflacyjnego zaliczyć można m.in. znaczną część wartego 750 mld euro unijnego Funduszu Odbudowy, mają szanse pomóc światowi zachodniemu narobić część zaległości technologicznych względem Chin. Według Międzynarodowej Agencji Energii (MAE) Państwo Środka kontroluje obecnie ok. 80 proc. światowych mocy w łańcuchu produkcyjnym paneli słonecznych, a do połowy dekady może zwiększyć ten udział do 95 proc. W przypadku baterii litowo-jonowych (kluczowych m.in. w technologiach e-mobility) udział Chin wynosi, według BNEF, 80 proc. w surowcach, 77 proc. w produkcji ogniw, a 60 proc. w produkcji innych komponentów paneli.
Nowe inwestycje pomogą też znacząco ograniczyć lukę finansową, która stanowi jedną z barier dla wypełnienia celów klimatycznych, na które świat zgodził się podczas konferencji klimatycznej w Paryżu (na czele z zatrzymaniem ocieplenia w granicach 1,5-2 st. C w porównaniu z okresem sprzed rewolucji przemysłowej). Międzynarodowa Agencja Energii szacuje, że osiągnięcie neutralności klimatycznej w połowie stulecia wymaga, aby na globalne inwestycje w transformację energetyczną, które w drugiej połowie poprzedniej dekady pochłaniały 2 bln dol. rocznie, w tej dekadzie popłynęło średnio 5 bln rocznie. Największy kawałek tego tortu (około jednej trzeciej) powinien - według MAE - trafić do sektora energetyki, a następne w kolejce są infrastruktura, budynki i transport. Z kolei unijny cel na 2030 r. - ograniczenie emisji o 55 proc. - wyceniany jest na nieco ponad bilion rocznie w inwestycjach (z czego największa część - w sektorze transportu).