Rozpoczynającym się obradom konferencji COP27 w Egipcie nie towarzyszą nadzieje na przełomowe zapowiedzi cięcia emisji. Akcent rozmów przesuwa się na koszty zniszczeń i strat związanych ze zmianą klimatu.
- Musimy odnaleźć w sobie zdolność skupienia się na więcej niż jednej rzeczy naraz - podkreślał Alok Sharma, ustępujący prezydent konferencji klimatycznej, przekazując wczoraj pałeczkę Samehowi Szukriemu, szefowi egipskiej dyplomacji, który kieruje obradami w Szarm el-Szejk. Choć - jak podkreślał - światowi liderzy stoją w obliczu konkurencyjnych priorytetów, to nie mogą pozwolić sobie na bezczynność wobec zagrożenia klimatycznego. W trwającym niecałe dwa tygodnie szczycie wezmą udział delegacje z niemal 200 państw, które są stronami konwencji klimatycznej ONZ, w tym 120 liderów. Do Egiptu udał się już wczoraj Andrzej Duda. Swoją obecność na szczycie zapowiedzieli także m.in. prezydent USA Joe Biden, przewodnicząca KE Ursula von der Leyen i brazylijski prezydent elekt Lula da Silva. W Szarm el-Szejk zabraknie przewodniczącego Xi Jinpinga, przywódcy państwa będącego dziś największym emitentem gazów cieplarnianych. Na czele delegacji Państwa Środka stoi specjalny pełnomocnik ds. dyplomacji klimatycznej Xie Zhenhua.
Realizacja dzisiejszych planów państw będzie oznaczać - według sprawozdania ONZ przedstawionego przed konferencją - dalszy wzrost emisji: o ok. 11 proc. do 2030 r. To nieznacznie lepsza prognoza niż ta, która wynikała z celów obowiązujących w czasie ubiegłorocznej konferencji w Glasgow. Te się miały przełożyć na wzrost śladu klimatycznego o prawie 14 proc. Poprawa jest skutkiem nowych zobowiązań przedstawionych przez 24 kraje, w tym Australię, Indonezję i Koreę Płd. Luka między scenariuszem wynikającym z planów krajowych a trajektorią, która zapewniłaby okiełznanie ocieplenia, pozostaje jednak ogromna. Obecna ścieżka, jak szacuje ONZ, przekłada się na wzrost średnich temperatur o ok. 2,5 st. C. Aby utrzymać go w granicach wyznaczonych w porozumieniu klimatycznym z Paryża - 2 st. C, a optymalnie 1,5 st. C w porównaniu ze średnią przedprzemysłową (1850-1900) - potrzebne byłoby zaostrzenie istniejących zobowiązań emisyjnych o kolejne 30 proc. do 45 proc. Bez tego, zdaniem naukowców, światu będzie grozić kaskadowa eskalacja kryzysu klimatycznego.
Oprócz utrzymującej się luki emisji gazów cieplarnianych bardzo niewielkie postępy są notowane w kwestii finansowania klimatycznego. 13 lat temu kraje uprzemysłowione zadeklarowały, że do 2020 r. będą mobilizować 100 mld dol. rocznie na pomoc w transformacji krajów rozwijających się. W praktyce w 2020 r. zebrano tylko nieco ponad 83 mld, pułap 100-miliardowy - zgodnie z aktualnymi założeniami - zostanie sforsowany dopiero w przyszłym roku. W dodatku, według wyliczeń międzynarodowej organizacji humanitarnej Oxfam, realna wartość pomocy jest znacznie niższa. Jak wskazują analitycy Oxfamu, zdecydowaną większość zmobilizowanych do tej pory środków stanowią bowiem pożyczki, które potęgują problem zadłużenia globalnego Południa. A na dalszy wzrost kosztów kapitału i publicznego zadłużenia wpływać będą m.in. rosnące na całym świecie stopy procentowe. Na ten problem zwrócił uwagę, podczas ceremonii otwarcia COP27, Sameh Szukri, przekonując, że podejście do finansowania musi się zmienić.
Jednocześnie kwota 100 mld dol., która urosła do rangi symbolu niespełnionych obietnic krajów uprzemysłowionej Północy, jest uznawana coraz powszechniej za kroplę w morzu potrzeb. Cząstkowe szacunki samych państw zawarte w raportach składanych do ONZ określają potrzeby w tej dekadzie na ok. 6 bln dol. do końca dekady. Międzynarodowa Agencja Energii prognozuje, że realizacja scenariusza zgodnego z celem 1,5 st. C będzie wymagać od krajów rozwijających się zainwestowania 1,8 bln w samej tylko energetyce. Kolejne 160-340 mld rocznie to - według różnych szacunków - koszt inwestycji w odporność na skutki kryzysu klimatycznego. W 2020 r. środki przekazane na adaptację wyniosły tymczasem ok. 29 mld dol. Fundacja Rockefellera wraz z Boston Consulting Group szacują z kolei, że łączne potrzeby finansowe gospodarek wschodzących związane z realizacją polityk klimatycznych (z wyłączeniem Chin) sięgają 1 bln dol. rocznie - 10-krotnie więcej, niż stanowią zobowiązania państw uprzemysłowionych. Z postulatem radykalnego przyspieszenia w dziedzinie finansowania klimatycznego wyszli już w zeszłym roku negocjatorzy afrykańscy wraz z szerszą grupą państw rozwijających się. Według nich cel na 2030 r. powinien zostać wyznaczony na poziomie 1,3 bln dol. rocznie, równo podzielonych między wydatki na powstrzymywanie i adaptację do zmiany klimatu.
Relatywnie największe nadzieje, jeśli chodzi o tegoroczne posiedzenie COP, wiążą się z rosnącym rachunkiem za zniszczenia i straty będące konsekwencjami zmiany klimatu - choć i tu nie brakuje napięć, które przyczyniły się do kilku godzin opóźnienia niedzielnej inauguracji konferencji. Sprawa ta na samym początku egipskiego szczytu została jednak formalnie włączona do porządku obrad, co - w ocenie prezydenta COP27 - stanowi wyraz „solidarności i empatii z cierpieniem ofiar katastrof klimatycznych”. Według organizacji ekologicznych od czasu ubiegłorocznego szczytu w Glasgow kraje rozwijające się dotknęło ponad 120 tego rodzaju tragedii, a ich koszty tylko w pierwszym półroczu 2022 r. są szacowane na 26 mld dol. ©℗